Późno Cię umiłowałem, o Piękności tak dawna i tak nowa; późno Cię umiłowałem. Oto byłaś we mnie, a jak byłem poza mną. To na zewnątrz Ciebie szukałem; rzucałem się bezładnie na piękne rzeczy Twojego stworzenia. Byłaś ze mną, a ja nie byłem z Tobą; byłem zatrzymany z dala od Ciebie tymi rzeczami, które by nie istniały, gdyby nie były w Tobie. Zawołałaś, a Twój krzyk przemógł moją głuchotę; zalśniłaś, a Twój blask rozświetlił moją ślepotę; rozlałaś Twój zapach, odetchnąłem nim i teraz dążę do Ciebie. Skosztowałem Cię i łakną, pragnę Cię; dotknęłaś mnie i płonę z tęsknoty za Twoim pokojem.
Kiedy zjednoczę się z Tobą całą moją istotą, nie będzie już dla mnie istniał ból czy zmęczenie. Moje życie, pełne Ciebie, będzie wtedy prawdziwym życiem. Ci, których napełniasz, stają się lżejsi; teraz, skoro jeszcze nie jestem pełen Ciebie, jestem sam dla siebie ciężarem. Panie, zmiłuj się nade mną! Moje niedobre smutki walczą z dobrymi radościami – ale czy wyjdę zwycięsko z tej walki? Zmiłuj się nade mną Panie! Jakże jestem ubogi! Oto moje rany, nie ukrywam ich. Ty jesteś lekarzem, ja jestem chory. Ty jesteś miłosierdziem, ja jestem nędzarzem.
Live a Reply